środa, 20 lutego 2013

Rozdział 2


Kevin Nott zaczął powoli odwracać głowę. Za sobą ujrzał czyjąś twarz ukrytą za sporym kawałkiem materiału, mającym zapewne udawać maskę. Po chwili chłopak zorientował się, że jest to jego wuj, Avery, były śmierciożerca...
Luna uniosła lekko głowę szukając wzrokiem przyczyny omdlenia ślizgona. Przez chwilę wydawało jej się, ze zobaczyła czyjąś rękę, ale wrażenie to szybko minęło. Mionka pochylała się nad Gin i Malfoyem, starając się ich ocucić. Nagle ślizgon otworzył oczy, rozejrzał się, po czym zerwał się z miejsca i wybiegł z przedziału. Luna wyszła za chłopakiem, ale ten już zdążył zniknąć z pola widzenia. Dziewczyna wróciła do przyjaciółek i ujrzała Ginny kiwającą się na siedzeniu. Hermiona stała obok niej na wypadek, gdyby Weasley'ówna miała znowu zemdleć. Luna zasunęła za sobą drzwi przedziału i po cichu podeszłą do przyjaciółek. Przez chwilę panowała cisz przerywana jedynie stukotem kół pociągu. W końcu Miona odważyła się zacząć:
-Gin... C-co się stało? Dlaczego ty tak nagle...? Malfoy... ja rozumiem, Crucio, ale ty?!...- tłumaczyła bez ładu, aż dziewczyna Wybrańca przerwała jej zdumiewająco stanowczym głosem, jak na kogoś, kto przed paroma minutami leżał zemdlony na posadzce:
-Zaraz! Czy chcesz powiedzieć, że Malfoy tu... Och!- przerwała nagle z przerażeniem, a jej ręka powędrowała w stronę ust jakby nagle dziewczyna ujrzała coś strasznego.- Czy ja.. On... nie!- głos jej się załamał i ukryła twarz w dłoniach.
-Tak! Pocałowałaś ślizgona... Uch! Potworny widok! Malfoy trzymający w objęciach moją najlepszą przyjaciółkę. Przerażające. A gdyby to była Luna, albo co gorsza ja?! Poza tym, dziwię się, że to zrobił. przecież to jest MALFOY! Tleniona fretka! Bezmózgi kretyn! Obrzydliwy karaluch!- niestety nie dane jej było dokończyć monologu, gdyż Luna , grzebiąca w swojej torbie, oznajmiła beztroskim głosem:
-No, ale przyznacie, że przystojny to on być musi skoro tyle dziewczyn za nim szaleje, prawda?
-Uch!- jęknęła zza palców Weasley'ówna.
-Coś się stało Ginevro? Boli Cię coś? Ojej, już wiem to pewnie te gnębiwtryski, pełno ich tu dzisiaj- to mówiąc wyjęła z  bagażu "żonglera" i zagłębiła się w lekturze. Po paru chwilach Hermiona zauważyła, że dziewczynie "wybrańca" trzęsą się ramiona. Gryfonka delikatnie położyła więc dłoń na plecach Ginny i powiedziała uspokajającym głosem:
-Hej, mała! Już w porządku. Nic się nie stało. To przecież tylko Malfoy. Farbowana świnia. Zresztą, Luna ma sporo racji. Przystojny to on jest. Wariują przez niego prawie wszystkie ślizgonki. A na ich czele stoi ta krowa Parkinson.
-Nie- powiedział nagle Ginny unosząc głowę tak, że jej przyjaciółki miały okazję zobaczyć zupełnie suche oczy dziewczyny (co znaczyło że jednak nie ryczała jak sądziła Hermiona, tylko starała się nie pęknąć ze śmiechu- przyp. autorki).
-Co nie?- spytała zdezorientowana gryfonka.
-To nie Pansy stoi na czele jego fanek, już nie- oświadczyła zdecydowanym tonem Ginevra.
-Nie? A kto?- zaciekawiła się przyjaciółka z miną jakby szukała sensacji na następne spotkanie szkolnych plotkarzy.- Może księciunio się na nią wypiął po tym jak zwiała przed Wielką Bitwą do cieplutkiego łóżeczka zamiast mu pomóc walczyć? A może to ona go rzuciła za to jakim był tchórzem podczas walki?- wymyślała Hermiona.
-Ekhemm... Nie do końca.- odparła zmieszana Weasley'ówna.
-No to mówże wreszcie bo umieram z ciekawości dlaczego panna Won-Od-Mojego-Słodziaczka-Bo-Crucio skończyła planować ślub  i wesele w jednym z "Panem Tlenionym".
-Właściwie to... uch! No dobra, muszę od początku, w całości, bo inaczej nie da rady- westchnęła teatralnie Ginny.- Więc...- zaczęła dziewczyna.- Jak wiesz, dzieciakom zamożnych rodziców "dopasowuje się" męża lub żonę. Ponieważ, jak wiadomo, matka jest zawsze milsza i łagodniejsza, ona idzie do potomka i informuje go o partnerze lub partnerce na resztę życia, kiedy uzna, że jej maleństwo jest już gotowe na tę wieść. Narcyza w wakacje powiedziała synowi o decyzji jej i Lucjusza. Zapomniałam dodać, że o małżeństwie dwojga ludzi decyduje się mniej więcej od poczęcia do 4-tego roku życia. A teraz uwaga, bo będzie najciekawsza część. Przez całe opowiadanie myślałaś jak się domyślam, nad tym kto będzie miał takiego pecha i poślubi Malfoy'a, nie? To ja Cię zaskoczę. Nikogo- Ginny zrobiła pauzę patrząc z zadowoleniem na zdumioną minę przyjaciółki.- Narcyza i Lucjusz stwierdzili, że ich synalek dość się już wycierpiał w związku z Voldemortem i dali mu wolną rękę. Niestety Lucjusz postawił jeden warunek: jego wybrankę musi zaakceptować portret Bellatrix i moją mamę! Nie mam pojęcia, o co mu z tym chodziło, ale chyba zwyczajnie chciał utrudnić chłopakowi życie, z czym ja się w pełni zgadzam- zakończyła swój monolog z rozbrajającym uśmiechem.
-Żartujesz!- powiedziała zszokowana Hermiona szeroko otwierając oczy.
-Wątpię, podejrzewam, że Pansy też coś takiego czeka. Zresztą Ginny też dostałaby męża z wyboru, gdyby nie fakt, że jej rodzice stanowczo sprzeciwiają się takim zwyczajom- wtrąciła się delikatnie Luna, a rzeczona Gryfonka spojrzała a dziewczynę wściekłym wzrokiem na co blondynka wzruszyła lekko ramionami.
-No dobrze dziewczyny, ale odbiegacie od tematu. Nadal nie dowiedziałam się Z. Kim. Chodzi. Fretka-powiedziała Miona.
Z Asterią Greengrass- oznajmiła pogardliwym tonem Ginny.- To taka ślizgonka, rok ode mnie młodsza. Kiedyś chodziła z Zabinim. W sumie to Tori była kiedyś całkiem fajna. Ma miłych i nie tak nadętych rodziców jak na ten przykład Malfoy.- westchnęła dziewczyna.- Jakiś czas przed bitwą jej zachowanie diametralnie się zmieniło. Wiem dlaczego, ale wam nie powiem, przynajmniej nie w tej chwili. Wybaczcie, ale nie mam ochoty znowu roztrząsać tych spraw- ostatnie słowa Gryfonka prawie wyszeptała spuszczając głowę ku podłodze.
-Okej, chyba rozumiem. Tylko nie jestem pewna co do jednego- stwierdziła Miona z tajemniczą miną i szatańskim uśmieszkiem.
-Czego ty znowu nie pojmujesz?-zawołała zdumiona Ginevra z lekkim rozdrażnieniem w głosie.
-Zapewne tego, co ja...- podchwyciła temat Luna.
-Czyli?- Gryfonka przewróciła oczami.
-Nie chcesz rozmawiać o konflikcie, z Greengrass, rozumiem. Powiedz mi tylko... to ze względu na waszą znajomość czy... Na Malfoy'a i jego pocałunek? Może coś zaiskrzyło i dlatego się tak denerwujesz? - zakończyła Granger z piekielnym uśmiechem i  satysfakcją wypisaną na twarzy.
-Uch! Ja nie... On... No wiesz!- zaoponowała rozdrażniona i delikatnie zmieszana Ginny.
-No już, już. Spokój mała!- zadrwiła rozbawiona miną koleżanki Hermiona.- Obiecujemy Ci, że to o czym nas poinformujesz nie wyjdzie poza ten przedział- dokończyła z udawaną troską rozochocona Granger.
-To nie... Ja... Harry... My...- zawile kręciła Gryfonka usiłując wymyślić stosowną wymówkę.
-Oj Ginny, nie martw się. Hermiona ma rację. Nikomu nic nie powiemy, ale nam mogłabyś jednak powiedzieć co się stało- dokończyła z rozbrajającym uśmiechem Luna.
-Och! Ale... nic nie było!- zdenerwowała się Ginevra.- Jak tak bardzo chcecie to rzućcie muffliato i zamknijcie w końcu porządnie te głupie drzwi! Ciągle się uchylają- wykrztusiła zrezygnowana.
-Oczywiście kochana! Tylko wyciągnę różdżkę, poczekaj- powiedziała zadowolona z siebie Miona.
-Hmmm... Dziewczyny...- zaczęła niepewnie Luna.- Nie jestem pewna...
-Ale ja jestem!- przerwała jej panna Granger z triumfem wyciągając różdżkę z torebki.
-Um... Hermi... Luna chyba ma rację. Spójrz- to mówiąc wskazała palcem otwierające się właśnie drzwi przedziału.
-Co proszę? - oznajmiła obrażona Gryfonka, obracając się. Po chwili cała trójka usłyszała tak dobrze znany im głos mówiący:
-Hej, dziewczyny! O czym tak szepczecie? Czyżby jakieś tajemnice?-zaczął Harry. Czerwona jak burak Ginny zrzuciła z nóg nowe, nierozchodzone jeszcze szpilki po czym postawiła stopy na siedzeniu, podkulając je i wtuliła głowę w kolana.  Szatyn spojrzał na nią zdziwiony, ale nic nie powiedział.
-Ja i Harry mamy wam coś do powiedzenia- oznajmił niespodziewanie Ron, wprawiając Hermionę w stan lekkiej irytacji i osłupienia.
-Tak, Ronaldzie Weasley, zgadza się. Chcecie nam coś z pewnością powiedzieć. Na przykład to, gdzie dotychczas byliście i co tak długo robiliście!- odparła szybko Granger przyjmując bojową pozycję i zwężając oczy w cieniutkie szparki.
-Hermiono, nie martw się, my byliśmy tylko...- nie dane było mu skończyć wypowiedzi, gdyż przerwała mu Ginny ze słowami:
-Gdzie? Gdzie byliście?- chciałaby zapewne ciągnąć przepytywanie swojego chłopaka dalej (swoją drogą nie zazdroszcze im. Być przepytywanym przez dwie wściekłe Gryfonki czując na sobie dziwny wzrok rozmarzonej i trochę nienormalnej krukonki to musi być coś- przyp. autorki), ale przeszkodził jej rudzielec mówiąc niskim, stanowczym głosem:
-Byliśmy u Slughorna! Rezygnujemy z Hogwartu- po tej wypowiedzi w przedziale nastała głucha cisza przerwana w pewnym momencie przez Lunę:
-Ale czy to znaczy, że się gdzieś przenosicie? Czyżby do innej szkoły?
- Nie, Luno, nie przenosimy się. Rezygnujemy z nauki- powiedział Harry patrząc na Rona wzrokiem typu "po co im to tak szybko powiedziałeś?! Nie ma jak subtelność stary!". Spojrzał w oczy swojej dziewczyny spodziewając się ujrzeć tam... W sumie to sam nie wiedział. Smutek? Może żal? Lub rozgoryczenie? A może po prostu wściekłość? Albo wszystko razem? Nie wiedział. W każdym razie zobaczył tam tylko tajemnicę, nieobecność, sekret. Od kiedy z przyjacielem weszli do przedziału widział, że dziewczyna dziwnie się zachowuje, ale pomyślał, że to tylko jakieś wahania nastroju czy coś takiego (swoją drogą ciekawe, że wszyscy faceci zawsze zrzucają zawsze na tą naszą huśtawkę nastrojów, prawda? :D przyp. autorki). Brązowe oczęta, w których zatapiała się 1/4 chłopców w szkole były inne dziwne puste... Właściwie to jakie one były? Eee tam, za dużo dzisiaj myślę, jak na mój gust. ( No tak, można się było tego spodziewać, prawda? Przecież nasz bohater jako taki nie jest zbytnio przyzwyczajony do tej czynności co nie?- przyp. autorki) Chłopak zauważył nagle, że w stanie myślenia (!) spędził dobrych kilka minut i w tym czasie dookoła niego rozgorzała 'bitwa": Hermiona darła się na Rona, ten starał się przed nią z całych sił zasłonić i coś wytłumaczyć, dojść do głosu. Luna natomiast rozmawiała ze swoją sową, która właśnie do niej podleciała z jakimś listem. Ginny siedziała nadal na siedzeniu, tyle, że w tej chwili z jakąś książką w ręku. Po okładce wnioskował, że jest to jakieś mugolskie romansidło. 
Ginevra czuła się jak w transie. Co z tego, że wzięła tę książkę? To przecież głupia przykrywka! Ona nie czyta takich bzdur, a to "coś" podarowała jej jak zwykle ta krowa Fleur. Ta to nie ma zupełnie gustu! Mogę jeszcze zrozumieć te głupoty o gotowaniu czy prowadzeniu domu itp ale żeby mugolskie romanse?! Trzeba być totalnie, absolutnie świrniętym żeby czytać takie absurdalnie piramidalne bzdury. Przecież to takie oczywiste, że nigdy nie czytałam takich idiotyzmów! Jak dziewczyna, która spędza pół swojego życia na miotle, a drugie pół w łóżku może czytać takie rzeczy?! No tak. W końcu to jest Francuzka. I to z krwi i kości. Nie żebym miała coś do Francuzów, broń mnie od tego Merlinie, ale ona jest taka.. Taka... No, taka lalusiowata! I w dodatku jest w połowie wilą... I wszystko jasne. Tak właśnie myślała Ginevra Molly Weasley jadąc pociągiem do Hogwartu- szkoły w której miała spędzić kolejny (już ostatni) rok swojego życia. Ta... Hmm... Zapewne powinnam tu napisać coś w stylu: "Ginny wiła się z bólu na myśl o kolejnym rozstaniu z chłopakiem, lecz nie to było najgorsze. Najbardziej szczypało ją serce, które po usłyszeniu słów po prostu wybuchło. A przynajmniej według dziewczyny. Czuła się, jakby ktoś wyrwał je z jej piersi i wyrzucił do kosza, uprzednio tnąc powoli acz boleśnie malutkim sztylecikiem." , ale tak nie było! Ginevra czuła się normalnie (no bynajmniej na tyle normalnie na ile nie była pokręcona) . Z jej serduszkiem ukochanym było wszystko okej, a w głowie nic nie zmądrzała, czyli w porządku. Co najwyżej przeszło jej przez myśl, że to dobrze, iż Harry'ego nie będzie w szkole, bo nie dowie się o Malfoy'u. Dziewczyna uniosła oczy i napotkała wzrok swojego chłopaka. "Czy coś się stało?"- mówiły oczy 'wybrańca'. Ginny niewiele myśląc włamała się do jego umysłu. I co tam zastała? Czyżby coś strasznego? Ta... Jasne, tylko tyle, że coś zupełnie odwrotnego! Widziała parę myśli o niej samej...  Trochę słodyczy, żarcie, jakieś książki o quidditchu i... całkiem świeże wspomnienie z przedziału Slughorna. Czyli Ron mówił prawdę. pomyślała Ginny. Widziała jak do przedziału, w którym siedzieli profesor z Harry'm i Ronem, wszedł Kingsley.
Wspólnie usiedli do stołu. Profesor wyjął Ognistą Whisky. Po paru minutach Shackebolt zaczął mówić o osobach poległych lub zasłużonych na Wielkiej Bitwie. Niespodziewanie oznajmił, że wszyscy którzy walczyli w obronie Hogwartu dostaną pracę jako aurorzy w Ministerstwie Magii.
-Niezależnie od wieku?- zażartował nauczyciel.
-Oczywiście- odparł z powagą tymczasowy Minister Magii.- Co prawda jeden warunek jest, ale dotyczy on bardziej tych, którzy walczyli przez jakiś czas po przeciwnej stronie: muszą w jakiś sposób odkupić swoje winy, udowodnić zmianę w poglądach- oznajmił po czym delikatnie się uśmiechnął. Slughorn parsknął śmiechem i powiedział gromkim głosem:
-To co, Harry? Może ty i twój przyjaciel się zgłosicie? P co marnować kolejny rok swojego życia na siedzenie w szkole, jeśli można szukać po świecie ostatnie niedobitki śmierciożerców?- mrugnął porozumiewawczo do chłopców i uśmiechnął się szeroko.
-Ekhem... Szczerze mówiąc, również o to mi chodziło, gdy wydawałem rozporządzenie. Zostaję w Hogsmeade do końca tygodnia. Mam tu jeszcze parę spraw do załatwienia. W następny poniedziałek, w "Świńskim Łbie", w południe, będzie na mnie czekał świstoklik, który ma mnie zabrać do Ministerstwa. Mam nadzieję, że równo za tydzień zobaczę was tam z bagażami i różdżkami, gotowych do drogi.Spytajcie też innych uczniów, w tym również Hermionę oraz Ginny. Czułbym się zaszczycony mając w swoim zespole tak zdolne uczennice jak one. Mam również nadzieję, że wy też się zdecydujecie- oznajmił tubalnym głosem Kingsley, następnie zrywając się z miejsca. Dodał kilka słów pożegnania, powiedział, że ma pewną nie cierpiącą zwłoki sprawę do Mcgonagall i "ulotnił się" z przedziału. Po tym efektownym wyjściu, Harry, który do tej pory siedział z otwartymi szeroko oczami, wgapionymi w Ministra i rozanieloną miną. 
-Ah... Panie profesorze, my chyba już pójdziemy. Wie pan, musimy przemyśleć propozycję ministra, znaleźć dziewczyny, powiedzieć im jakoś ostrożnie i w miarę przystępnie o tym pomyśle, a następnie wysłuchać paro-godzinnego wykładu Hermiony o tym, że nie wolno opuszczać szkoły wogóle, a co dopiero na ostatnim roku. Według mnie zahaczy jeszcze o fakt, że ona nie zamierza "uciekać", bo sława kiedyś się skończy, a dyplom z OWuTeMów zostanie i wiedza też się pewnie przyda. Przypomnimy jej, znając życie, że w zeszłym roku zdobyliśmy większą wiedzę niż zdobędziemy kiedykolwiek. Będzie później chodziła obrażona przez cały tydzień, ale kiedy przyjdzie poniedziałek, pojawi się razem z nami w knajpce. Powie, że będzie za nami tęsknić i żebyśmy do niej pisali jak najczęściej się da- zakończył chłopak z szerokim uśmiechem.- Cóż... Chciałbym jeszcze powiedzieć coś o Ginny, ale niestety nie potrafię. Ta dziewczyna jest potwornie nieprzewidywalna!- Harry wyraźnie się rozmarzył. Gdy uświadomił sobie co powiedział, jego policzki pokrył rumieniec, ale nie przestał się uśmiechać. 
-Ona wcale nie jest nieprzewidywalna! ja cały czas doskonale wiem, co ma zamiar zrobić, jak na przykład, kiedy...- zapewne Ron ciągnąłby swój wywód przez kilka dobrych minut, gdyby nie przerwał mu "Wybraniec":
-Ron. Wszyscy już wiedzą o twoim stosunku do siostry! A teraz, panie profesorze, jeśli pan pozwoli, pójdziemy już. Trzeba jakoś przygotować dziewczyny do tego ciosu- Po tych słowach, gryfoni wyszli z przedziału nauczyciela, natomiast Slughorn zasiadł do stołu z książką "Świat i jego najsławniejsi przedstawiciele". 
Ginny otworzyła oczy i rozejrzała się po przedziale. Tak, nadal w nim była, tylko... Czuła się jakoś dziwnie, nie wiedziała co się dzieje. Przed oczami pojawiły się mroczki, a ciało zaczęło się bezwładnie osuwać na podłogę. P chwili nie czuła nic, poza pustką. To chyba znaczy, żę zemdlałam, nie? Pomyślała Weasley'ówna i odpłynęła w krainę słodkości, radości i różowych jednorożców. 

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział1


-Lubię ciemność, wiesz?-zwierzyła się Ginny przyjaciółce- W niej wszystko wydaje się ciekawsze niż zwykle. I można w spokoju pomyśleć...
Akurat tobie nie potrzeba tyle czasu do rozmyślań ile sobie fundujesz-zaśmiała się Hermiona.- Może powiesz nam w końcu o czym tak usilnie rozmyślasz?- Luna oderwała się na chwilę od podręcznika do transmutacji zaawansowanej i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie pozostałej dwójki.
-Uch! Pytałyście się mnie już o to tyle razy, że powinnyście dobrze znać moją odpowiedź: Spadówa!- Miona z Luną wybuchnęły nie pohamowanym śmiechem, ignorując przy tym poirytowaną minę Ginevry.- No co?
-Nic, nic, tylko...- Wyjąkała brunetka między atakami głupawki.
-Tylko co?- Warknęła dziewczyna bezskutecznie usiłując przywołać na twarz zezłoszczony wyraz.
-...Tylko robisz taką zabawną minę gdy się na nas drzesz- dokończyła czarownica pokładając się na siedzeniach ze śmiechu razem z Krukonką. Ginny spojrzała na przyjaciółki starając się udawać oburzenie, ale już po chwili leżała na podłodze w przedziale razem z nimi kwicząc z radości.
W końcu wymęczone śmiechem padły na siedzenia i pogrążyły się w marzeniach. Gin myślała o porannej scenie w domu, przed wyjazdem na stację 9 i 3/4. Mama jak zwykle biegała po całym domu, wrzeszcząc, żeby zwiększyli tempo, bo się spóźnią. Gdy wreszcie dojechali na stacje okazało się, że przybyli 5 minut przed czasem. Przeszła przez barierkę i ujrzała swoich przyjaciół: Hermionę i Harry'ego. Właściwie 'Wybraniec' był kimś więcej niż tylko przyjacielem... A przynajmniej tak im się obojgu wydawało... Podeszła z Ronem do znajomych. Ci najpierw zauważyli jej brata, gdyż dziewczyna szła kilka metrów za nim.
-A gdzie Gin?-spytała  Mionka po uprzednim obdarzeniu rudzielca długim pocałunkiem, ponieważ nie zauważyła nigdzie na peronie drugiej płomiennej czupryny.
-Tu jestem-powiedziała dziewczyna robiąc kilka kroków w przód.
-Ginny? Och! To ty?- "Ech, po co pytam, przecież widzę po oczach, że to ona."-skarciła się w myślach Hermi i uściskała przyjaciółkę.- Zmieniłaś się! Skąd ten nowy kolor włosów? A fryzura? Ach! Nawet ciuchy masz inne!- Dziewczyna zasypała koleżankę gradem pytań, nie mogąc opanować podniecenia. Ginny zdążyła się tylko uśmiechnąć i już po chwili tonęła w pocałunku z Harry'm.
-Ślicznie wyglądasz, wiesz? W czarnym ci do twarzy- szepnął jej do ucha przystojniak.
-Ekhem! Może już wystarczy, co? Co za dużo to nie zdrowo!- Stwierdził nagle zdenerwowany Ron, na co Hermiona z błyskiem w oku odparła:
-Że co? No, cóż, dobrze zapamiętam to sobie w razie czego...
-Eee.. N-nie o t-to mi chodz-dziło...- Wyjąkał rudzielec z niewyraźną miną, a pozostała trójka wybuchnęła śmiechem. Pierwsza opamiętała się Gin:
-Dobra, ruszajmy w końcu do pociągu. Musimy zająć jakiś przedział i lecieć z Hermioną oraz innymi prefektami do Mcgonagall.
-Pod jednym warunkiem- oświadczyła nagle Mionka.
-Jakim?-zdziwiła się dziewczyna
-A takim- stwierdziła zdecydowanym tonem przyjaciółka-, że jak stamtąd wrócimy, opowiesz nam skąd te zmiany w twoim wyglądzie.
-A co tu jest do tłumaczenia?- zaśmiała się czarnowłosa.- Ronni się wściekł i rzucił we mnie jakimś urokiem, ale coś mu nie wyszło, więc pojawiło się to- oznajmiła dziewczyna wskazując swoje włosy.- Mama z tatą próbowali wszystkiego, podobnie jak George i Bill. Wezwali nawet kilku metamorfomagów. Potem przyszła kolej na uzdrowicieli, ale znów "kicha"- westchnęła czarownica.- W domu był normalnie koszmar. Nie dawało się wytrzymać. Mama się na wszystkich darła, a Ronowi to nawet chciała zabrać "Zmiatacza". Gdyby nie szybka interwencja Billa, mój braciszek nie mógłby już zapewne grać w reprezentacji Gryffindoru z braku miotły... I to wszystko. Cała historia. Skomplikowane?
-A ubrania?-przypomniała Hermiona.
-Ach tak! Prawie zapomniałam! No, więc, po podaniu mamie kilkunastu tysięcy fiolek z eliksirami uspakajającymi, w domu zrobiło się prawie normalnie. Po paru dniach jako takiego spokoju, Fleur oznajmiła, że teraz, cytuję: "Moi wlosi ni pasuici do moi wize'unci"- westchnęła teatralnie Ginny, przywołując tym samym uśmiechy na twarze swojego chłopaka i przyjaciółki.- Nie chciałam nic zmieniać, ale wszyscy ją poparli, mówiąc, że to mi się przyda. Spróbowałam z argumentem, iż nie mamy tyle pieniędzy na wyposażenie całej mojej szafy od poczatku, ale George stwierdził, że dzięki sklepowi sypia na forsie...  No, więc musiałam z nią jechać na pokątną, i spędzić 5 godzin na przymierzaniu coraz to kolejnych ciuchów podawanych mi przez Flegmę- mówiąc to, dziewczyna skrzywiła się nieco.- Na dodatek w połowie dołączyła Angelina, mówiąc, że mój brat poprosił ją o przyjście do nas z pieniędzmi... Przyniosła cały worek galeonów ze słowami, iż to na moją nową garderobę... No i rzeczywiście, wydały wszystko, wyobrażacie sobie?! Wszyściutko! Na ciuchy! Aghhh... A drugi taki worek na buty i miliony dodatków... Ach, byłabym zapomniała, Mionka! Dla ciebie też mam pełno rzeczy! Angelina i Fleur po prostu "nie mogły się powstrzymać"- oznajmiła sarkastycznym tonem Gin.- Twoje rzeczy zajmują tę walizkę- dziewczyna wskazała na brązową torbę- a moje są w tych!- Dokończyła czarownica patrząc na pozostałe 3.
-Och! Ależ...-zapowietrzyła się przyjaciółka.
-Tak, tak, wiem, ale dziękuj raczej tym co ci to wybierały.... Z resztą, najpierw zobacz co kupiły...-oznajmiła czarnowłosa przebiegłym tonem puszczając oczko do Hermi.- A teraz chodźmy wreszcie do tego przedziału prefektów, bo dostaniemy szlaban jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego.- powiedziała dziewczyna i wyszła na korytarz, wołając- To idziesz, czy mam powiedzieć prefektom i nauczycielce, że nie możesz się ruszyć od nadmiaru wrażeń?!
Czarownice skierowały swe kroki w stronę przedziału, w którym czekała na nich opiekunka Gryffindoru. Wchodząc spostrzegły, że przyszły ostatnie i wszyscy już na nie czekali...
-Miło, że jednak postanowiłyście zaszczycić nas swoją obecnością- powiedziała cierpkim tonem nauczycielka transmutacji- Nie mam teraz niestety czasu karać was za niepunktualność, więc skoro już wszyscy są.... Dlaczego nie siadacie?- przerwała nauczycielka.
-Bo nie mamy gdzie...- wyjąkała zaczerwieniona Hermiona.
-Jak to nie macie gdzie? Siadajcie koło panny Parkinson! Wyraźnie widzę tam dwa miejsca!- Oznajmiła nauczycielka tonem nie znoszącym sprzeciwu, więc dziewczyny, chcąc, nie chcąc skierowały się w stronę ślizgonki.-No więc, jak już zaczęłam mówić zanim mi przerwano- tu spojrzała na dwie gryfonki zaczerwienione ze wstydu- W tym roku prefektami naczelnymi zostają:ze Slytherinu pan Draco Malfoy, którego niestety, chwilowo z nami nie ma. Został on już poinformowany o pełnionej funkcji i dołączy do nas za parę godzin.Z Ravenclawu panna Luna Lovegood, a z Hufflepuffu pan Ernie Mcmillan. Z panienkami z Gryffindoru zamierzam porozmawiać za chwile, na osobności. Jak zwykle prefekci naczelni dostaną własne dormitoria, oraz pokój wspólny. Kartki z dyżurami dostaniecie jutro rano, po śniadaniu. Na razie żegnam, to wszystko, a panienki z Gryffindoru proszę o pozostanie. Do widzenia.
Wszyscy zaczęli wychodzić, a gryfonki podeszły do profesorki niepewnym krokiem. Mcgonagall poczekała, aż ostatnia osoba zamknie za sobą drzwi i powiedziała:
-Zaistniał u was swojego rodzaju problem, gdyż obie zasługujecie na rzeczoną funkcję. Po długich debatach, wspólnie z profesorem Snape'em zadecydowaliśmy, iż prefektem naczelnym gryffindoru w tym roku zostanie panna Weasley, natomiast panna Granger zostanie "pomocnicą" dyrektora, znaczy mnie. Funkcja ta będzie polegała na wypełnianiu wraz ze mną ważnych dokumentów i wykonywania powierzonych misji. Naturalnie, będzie pani miała również swoje dormitorium. Och! Prawie zapomniałam! misja "pomocnika" dyrektora została również powierzona panu Zabiniemu. No to już chyba wszystko. Dziękuję. Możecie się rozejść.-Nauczycielka usiadła przy stole i zaczęła grzebać w papierach. Po chwili zauważyła stojące wciąż nad jej głowa gryfonki, więc spytała- Czy chciałybyście wiedzieć coś jeszcze? Nie wydaje mi się żebym o czymś zapomniała- stwierdziła Minerwa marszcząc czoło. Przyjaciółki pośpiesznie pożegnały się z nauczycielką i wyszły z przedziału.
Ginny, podobnie jak Hermiona, była zaszokowana wiadomością, którą przed chwilą podzieliła się z nimi profesorka. Przez całe wakacje była wręcz pewna, że to Mionka dostanie odznakę PN. Miała nadzieję, iż dziewczyna nie będzie na nią zła z powodu odebranej funkcji. W tym samym czasie Hermionę nurtowało bardzo podobne pytanie, z tą różnicą, że dotyczyło ono Ginevry. Martwiła się, iż przyjaciółka obrazi się o stanowisko "pomocnicy" dyrektora. Po paru minutach bezcelowego milczenia dziewczyny odezwały się równocześnie:
-Hermi ja...
-Gin ja...
Przyjaciółki zaśmiały się i powiedziały znów razem:
-Ty pierwsza! Nie, ty!
W końcu zaczęła Granger słowami:
-Kochanie, mam nadzieje, że  nie jesteś obrażona za tę pomocnicę...- nie dokończyła dziewczyna, nie wiedząc o czym mówić dalej.
-No coś ty!- zapowietrzyła się brązowooka Bałam się, że ty będziesz obrażona, za tego Naczelnego... W końcu to było twoje marzenie chyba od pierwszej klasy! Chociaż w sumie jak tak o tym pomyślę to te twoje stanowisko też nie jest takie złe... Gdyby tylko nie ten Zabini...
-No tak, to jest pewien defekt- skrzywiła się czarownica.- Ale ten twój Malfoy też nie lepszy- odgryzła się przyjaciółce ze złośliwym uśmieszkiem.
-Jaki mój, jaki mój? To debil i idiota! Dziwię się, że nie siedzi w Azkabanie, ale Harry zeznał, że Narcyza mu pomogła w zakazanym lesie, czyli jeszcze przed bitwą odłączyli się od Voldemorta! Malfoy pewnie porobił parę minek udając skruchę przed ministrem i go zwolnili!- rozemocjonowała się zgrabna szatynka.
Gryfonki powoli zaczęły dochodzić do przedziału zajętego wcześniej z Harry'm i Ronem. Otworzyły drzwi, a tam, ku swojemu zdziwieniu ujrzały pannę Lovegood. Spytały się krukonki, co się stało z chłopcami, a ta rozmarzonym głosem odparła:
-Och! Posiedzieli tu chwilę, gdy przyszłam, ale parę minut temu przyszedł po nich Slughorn i zaprosił do swojego przedziału na kremowe piwo. Podejrzewam, że nie wrócą zbyt prędko, ponieważ gdy wychodzili usłyszałam, jak profesor mówił do Harry'ego, że ma u siebie kilka butelek Ognistej Whisky. Myślę, że po takiej ilości alkoholu, raczej nie pojawią się tu zbyt szybko...- przerwała nagle blondynka.- Ach! Witaj Ginny! Nie zauważyłam Cię, wcześniej... Zresztą bardzo możliwe, iż widziałam, ale nie podejrzewałam, że to mogłabyś być ty. Nigdy nie widziałam cię na tak wysokich butach. Ciekawe jest to, iż w teorii na obcasach chodzi się łatwiej... Czy w praktyce jest to równie wygodne?- nie czekając na odpowiedź zanurzyła się w jakiejś książce. Po przyjrzeniu się jej, Gin stwierdziła, iż jest to zwykły szkolny podręcznik. Gryfonki usiadły i pogrążyły się w rozmowie przestając zwracać uwagę na resztę świata.
Ginny westchnęła.- Tak, to był absorbujący poranek.- Pomyślała Gin z uśmiechem. Niestety, jako, że wszystko co dobre, to się szybko kończy, z rozmyślań wyrwał ją bardzo irytujący głos, mówiący:
-Och, widzę, że skład prawie pełen: wariatka i szlama. A gdzie macie wiewiórę?- spytał ten jakże uroczy głosik, należący do Malfoya.- Ach, a pani nie zauważyłem, w dodatku chyba się jeszcze nie znamy. Malfoy jestem. Draco Malfoy- były śmierciożerca wyciągnął do mnie rękę, nie zwracając uwagi na mój zdziwiony wyraz twarzy. Co on robi? Co ten świr wyrabia? Zaraz, zaraz... On chyba nie wie, kim ja jestem. Czyżbym się aż TAK zmieniła przez te włosy?myślała oniemiała czarownica.- No i ciuchy!dodała spoglądając na czerwone szpilki na swych nogach. Postanowiła się trochę zabawić Malfoy'em, więc powiedziała, seksownie przeciągając wyrazy:
-Noo, czeeść. Maasz raację, chyyba się nie znaamy-wyciągnęła rękę w stronę wroga, puszczając oczko do oniemiałych przyjaciółek. Tamte, widząc po oczach gryfonki, że dziewczyna ma ochotę zabawić się kosztem ślizgona, odprężyły się, patrząc na dalszy ciąg wymiany zdań.- Więęc? Jaak masz zamiaar się zee mnąą zapooznać?- dodała widząc zdezorientowaną minę Smoka.
W tym samym czasie w umyśle Dracona toczyła się walka. Nie wiedział, co zrobić, jaki ruch wykonać w stronę ślicznotki, która wyraźnie z nim flirtowała. Przywołał na twarz ironiczny uśmiech jak zwykle w kłopotliwych sytuacjach i powiedział:
-Jeszcze nie jestem pewien. To zależy od tego, jaką masz technikę- stwierdził i przyciągnął sztywną nagle czarownicę obdarzając ją długim i namiętnym pocałunkiem.
Ginny nie mogła się ruszyć, gdyż ślizgon trzymał ją za talię i przyciskał do swojej klatki piersiowej. Stała tam jak porażona, nie wiedząc co robić. Po dłuższej chwili, chłopak ją puścił, przez co upadła na podłogę i powiedział:
-No nieźle, nieźle! Chyba można by to jeszcze poprawić, ale na początek wystarczy. To powiesz w końcu, jak się nazywasz?
-Weasley- wymamrotała pod nosem zarumieniona czarownica, podnosząc się z ziemi.
-Czy mogłabyś powtórzyć?- spytał Malfoy.- Nie dosłyszałem.
-Ginevra Molly Weasley- Wykrzyknęła z całej siły zdenerwowana dziewczyna, ale widząc bladą nagle twarz blondyna wybuchnęła śmiechem, a przyjaciółki niepewnie jej zawtórowały spoglądając z niepokojem na ślizgona
-Kłamiesz!- wrzasnął na całe gardło chłopak wykrzywiając twarz w wyrazie wściekłości.- Pocałowałem zdrajcę krwi! Oni mnie zabiją... Co z tego, że JEGO już nie ma? ONI są! Jego wierni słudzy! Zabiją mnie jak się dowiedzą! Już jestem chodzącym trupem... Tylko dlaczego ona tak dobrze całuje... STOP! MALFOY, NAWET O TYM NIE MYŚL!!! To tylko WIEWIÓRA!!! Zwykła zdrajczyni, przyjaciółka Pottera! Właściwie, ktoś więcej niż tylko PRZYJACIÓŁKA!Draco uśmiechnął się drwiąco pod nosem i powiedział:
-Co, ledwo twój chłoptaś gdzieś poszedł, a ty już obcałowujesz kogo popadnie? Nie ładnie Weasley, nie ładnie!- zacmokał i uśmiechnął się pogardliwie.
-Że co proszę?- wrzasnęła oburzona siedemnastolatka.- Że niby to ja cię obcałowuję palancie jeden?- wściekła zaczęła wymachiwać rękoma gdzie popadnie. Malfoy z cynicznym uśmieszkiem na twarzy uchylał się od co raz to nowszych ciosów.- A kto wtargnął do NASZEGO przedziału najpierw zaczął wyzywać moje PRZYJACIÓŁKI, a potem obleśnie się na mnie gapić? Idiota! Debil! Palant jeden!
-Nie mów, że ci się nie podobało, Weasley- zaczął smok, ale brutalnie mu przerwano, strzelając w niego cruciatusem. No tak. Mógł się tego domyśleć. Przecież pełno tu byłych śmierciożerców, albo chociaż ich dzieci. Każdy mógł widzieć jego pocałunek z wiewiórą i strzelić zaklęciem niewybaczalnym. Niestety nie mógł kontynuować dalszych domysłów, gdyż jego ciało przeszył ból i poczuł jak mdleje.
Tymczasem po jego omdleniu po drzwiach przedziału osunęła się równie bezwładna szatynka w czerwonych szpilkach. Czarodziejem rzucającym najbardziej bolesne z trzech zaklęć niewybaczalnych był Nott, śmierciożerca, który widząc panicza Malfoya całującego się zażarcie z małą szatynką, podszedł bliżej, ciekaw dalszych wydarzeń. Po usłyszeniu nazwiska dziewczyny postanowił dać nauczkę koledze. Przypomnieć mu, że NIE WOLNO plamić krwi, tak czystego rodu. Teraz stał w korytarzu, patrząc jak dwie bezradne uczennice, miotają się po przedziale usiłując pomóc Gryfonce i śmierciożercy. Niestety, przez przypadek nacisnęły nie wyblakły jeszcze Mroczny Znak na przedramieniu młodego Malfoya. Nott czując parzące miejsce na skórze, przeraził się, gdyż oznaczało to, że za parę minut może się przy nim pojawić cała gromada byłych sługusów Czarnego Pana. Przerażony zaczął się cofać lecz niestety robiąc to natrafił na coś miękkiego...

Prolog

   Cóż... Ta wredna wiedźma Moja ulubiona szwagierka dała mi notes... I tak, kazała mi napisać coś o sobie... Tak, sama wiem, że to dno... No cóż, chciała to ma! :
      Jestem przyjazna miła znana z ostrych ripost.
      Jestem mało średnio lubiana w szkole.
      Zdaniem szkolnych "księżniczek" mam zły gust do ciuchów.
   Tak... to ostatnie zdanie to prawda, ale ma się to niestety zmienić. Oczywiście jak zwykle z pomocą tej francuskiej ropuchy pomoże mi w tym Fleur, żona mojego brata, która na niego nie zasługuje! Hmm.. no tak... Trochę tu mało informacji, nie? To może ja po prostu zacznę od początku, co Fleur?
Ała! Właśnie oberwałam książką od transmutacji (Na przyszłość muszę pamiętać, żeby w czasie wakacji chować wszystkie książki i inne narzędzia zbrodni po kluczem.) i nie chcę tego powtarzać! Auuuu! No i znowu! Ehh nawet we własnym pamiętniku dzienniku notesie nie można się swobodnie wypowiadać! 
No dobra, już dobra! Zaczynam jeszcze raz.

        Witajcie, jestem Ginevra Molly Weasley i tutaj będę się wam spowiadać. Mam nadzieję, że będzie mi się dobrze pisało.

        Mam na imię Ginny, mam 17 lat i uważam ten pamiętnik za bzdurę.

      Cześć! Ginny jestem, a znajomi nazywają mnie Gi.
           
                                    Jestem Ginny.
                       Mam was w dupie, a pamiętniki to ściema!


                                                  Nikt mi nie mówił, jakie to dno...