poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział1


-Lubię ciemność, wiesz?-zwierzyła się Ginny przyjaciółce- W niej wszystko wydaje się ciekawsze niż zwykle. I można w spokoju pomyśleć...
Akurat tobie nie potrzeba tyle czasu do rozmyślań ile sobie fundujesz-zaśmiała się Hermiona.- Może powiesz nam w końcu o czym tak usilnie rozmyślasz?- Luna oderwała się na chwilę od podręcznika do transmutacji zaawansowanej i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie pozostałej dwójki.
-Uch! Pytałyście się mnie już o to tyle razy, że powinnyście dobrze znać moją odpowiedź: Spadówa!- Miona z Luną wybuchnęły nie pohamowanym śmiechem, ignorując przy tym poirytowaną minę Ginevry.- No co?
-Nic, nic, tylko...- Wyjąkała brunetka między atakami głupawki.
-Tylko co?- Warknęła dziewczyna bezskutecznie usiłując przywołać na twarz zezłoszczony wyraz.
-...Tylko robisz taką zabawną minę gdy się na nas drzesz- dokończyła czarownica pokładając się na siedzeniach ze śmiechu razem z Krukonką. Ginny spojrzała na przyjaciółki starając się udawać oburzenie, ale już po chwili leżała na podłodze w przedziale razem z nimi kwicząc z radości.
W końcu wymęczone śmiechem padły na siedzenia i pogrążyły się w marzeniach. Gin myślała o porannej scenie w domu, przed wyjazdem na stację 9 i 3/4. Mama jak zwykle biegała po całym domu, wrzeszcząc, żeby zwiększyli tempo, bo się spóźnią. Gdy wreszcie dojechali na stacje okazało się, że przybyli 5 minut przed czasem. Przeszła przez barierkę i ujrzała swoich przyjaciół: Hermionę i Harry'ego. Właściwie 'Wybraniec' był kimś więcej niż tylko przyjacielem... A przynajmniej tak im się obojgu wydawało... Podeszła z Ronem do znajomych. Ci najpierw zauważyli jej brata, gdyż dziewczyna szła kilka metrów za nim.
-A gdzie Gin?-spytała  Mionka po uprzednim obdarzeniu rudzielca długim pocałunkiem, ponieważ nie zauważyła nigdzie na peronie drugiej płomiennej czupryny.
-Tu jestem-powiedziała dziewczyna robiąc kilka kroków w przód.
-Ginny? Och! To ty?- "Ech, po co pytam, przecież widzę po oczach, że to ona."-skarciła się w myślach Hermi i uściskała przyjaciółkę.- Zmieniłaś się! Skąd ten nowy kolor włosów? A fryzura? Ach! Nawet ciuchy masz inne!- Dziewczyna zasypała koleżankę gradem pytań, nie mogąc opanować podniecenia. Ginny zdążyła się tylko uśmiechnąć i już po chwili tonęła w pocałunku z Harry'm.
-Ślicznie wyglądasz, wiesz? W czarnym ci do twarzy- szepnął jej do ucha przystojniak.
-Ekhem! Może już wystarczy, co? Co za dużo to nie zdrowo!- Stwierdził nagle zdenerwowany Ron, na co Hermiona z błyskiem w oku odparła:
-Że co? No, cóż, dobrze zapamiętam to sobie w razie czego...
-Eee.. N-nie o t-to mi chodz-dziło...- Wyjąkał rudzielec z niewyraźną miną, a pozostała trójka wybuchnęła śmiechem. Pierwsza opamiętała się Gin:
-Dobra, ruszajmy w końcu do pociągu. Musimy zająć jakiś przedział i lecieć z Hermioną oraz innymi prefektami do Mcgonagall.
-Pod jednym warunkiem- oświadczyła nagle Mionka.
-Jakim?-zdziwiła się dziewczyna
-A takim- stwierdziła zdecydowanym tonem przyjaciółka-, że jak stamtąd wrócimy, opowiesz nam skąd te zmiany w twoim wyglądzie.
-A co tu jest do tłumaczenia?- zaśmiała się czarnowłosa.- Ronni się wściekł i rzucił we mnie jakimś urokiem, ale coś mu nie wyszło, więc pojawiło się to- oznajmiła dziewczyna wskazując swoje włosy.- Mama z tatą próbowali wszystkiego, podobnie jak George i Bill. Wezwali nawet kilku metamorfomagów. Potem przyszła kolej na uzdrowicieli, ale znów "kicha"- westchnęła czarownica.- W domu był normalnie koszmar. Nie dawało się wytrzymać. Mama się na wszystkich darła, a Ronowi to nawet chciała zabrać "Zmiatacza". Gdyby nie szybka interwencja Billa, mój braciszek nie mógłby już zapewne grać w reprezentacji Gryffindoru z braku miotły... I to wszystko. Cała historia. Skomplikowane?
-A ubrania?-przypomniała Hermiona.
-Ach tak! Prawie zapomniałam! No, więc, po podaniu mamie kilkunastu tysięcy fiolek z eliksirami uspakajającymi, w domu zrobiło się prawie normalnie. Po paru dniach jako takiego spokoju, Fleur oznajmiła, że teraz, cytuję: "Moi wlosi ni pasuici do moi wize'unci"- westchnęła teatralnie Ginny, przywołując tym samym uśmiechy na twarze swojego chłopaka i przyjaciółki.- Nie chciałam nic zmieniać, ale wszyscy ją poparli, mówiąc, że to mi się przyda. Spróbowałam z argumentem, iż nie mamy tyle pieniędzy na wyposażenie całej mojej szafy od poczatku, ale George stwierdził, że dzięki sklepowi sypia na forsie...  No, więc musiałam z nią jechać na pokątną, i spędzić 5 godzin na przymierzaniu coraz to kolejnych ciuchów podawanych mi przez Flegmę- mówiąc to, dziewczyna skrzywiła się nieco.- Na dodatek w połowie dołączyła Angelina, mówiąc, że mój brat poprosił ją o przyjście do nas z pieniędzmi... Przyniosła cały worek galeonów ze słowami, iż to na moją nową garderobę... No i rzeczywiście, wydały wszystko, wyobrażacie sobie?! Wszyściutko! Na ciuchy! Aghhh... A drugi taki worek na buty i miliony dodatków... Ach, byłabym zapomniała, Mionka! Dla ciebie też mam pełno rzeczy! Angelina i Fleur po prostu "nie mogły się powstrzymać"- oznajmiła sarkastycznym tonem Gin.- Twoje rzeczy zajmują tę walizkę- dziewczyna wskazała na brązową torbę- a moje są w tych!- Dokończyła czarownica patrząc na pozostałe 3.
-Och! Ależ...-zapowietrzyła się przyjaciółka.
-Tak, tak, wiem, ale dziękuj raczej tym co ci to wybierały.... Z resztą, najpierw zobacz co kupiły...-oznajmiła czarnowłosa przebiegłym tonem puszczając oczko do Hermi.- A teraz chodźmy wreszcie do tego przedziału prefektów, bo dostaniemy szlaban jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego.- powiedziała dziewczyna i wyszła na korytarz, wołając- To idziesz, czy mam powiedzieć prefektom i nauczycielce, że nie możesz się ruszyć od nadmiaru wrażeń?!
Czarownice skierowały swe kroki w stronę przedziału, w którym czekała na nich opiekunka Gryffindoru. Wchodząc spostrzegły, że przyszły ostatnie i wszyscy już na nie czekali...
-Miło, że jednak postanowiłyście zaszczycić nas swoją obecnością- powiedziała cierpkim tonem nauczycielka transmutacji- Nie mam teraz niestety czasu karać was za niepunktualność, więc skoro już wszyscy są.... Dlaczego nie siadacie?- przerwała nauczycielka.
-Bo nie mamy gdzie...- wyjąkała zaczerwieniona Hermiona.
-Jak to nie macie gdzie? Siadajcie koło panny Parkinson! Wyraźnie widzę tam dwa miejsca!- Oznajmiła nauczycielka tonem nie znoszącym sprzeciwu, więc dziewczyny, chcąc, nie chcąc skierowały się w stronę ślizgonki.-No więc, jak już zaczęłam mówić zanim mi przerwano- tu spojrzała na dwie gryfonki zaczerwienione ze wstydu- W tym roku prefektami naczelnymi zostają:ze Slytherinu pan Draco Malfoy, którego niestety, chwilowo z nami nie ma. Został on już poinformowany o pełnionej funkcji i dołączy do nas za parę godzin.Z Ravenclawu panna Luna Lovegood, a z Hufflepuffu pan Ernie Mcmillan. Z panienkami z Gryffindoru zamierzam porozmawiać za chwile, na osobności. Jak zwykle prefekci naczelni dostaną własne dormitoria, oraz pokój wspólny. Kartki z dyżurami dostaniecie jutro rano, po śniadaniu. Na razie żegnam, to wszystko, a panienki z Gryffindoru proszę o pozostanie. Do widzenia.
Wszyscy zaczęli wychodzić, a gryfonki podeszły do profesorki niepewnym krokiem. Mcgonagall poczekała, aż ostatnia osoba zamknie za sobą drzwi i powiedziała:
-Zaistniał u was swojego rodzaju problem, gdyż obie zasługujecie na rzeczoną funkcję. Po długich debatach, wspólnie z profesorem Snape'em zadecydowaliśmy, iż prefektem naczelnym gryffindoru w tym roku zostanie panna Weasley, natomiast panna Granger zostanie "pomocnicą" dyrektora, znaczy mnie. Funkcja ta będzie polegała na wypełnianiu wraz ze mną ważnych dokumentów i wykonywania powierzonych misji. Naturalnie, będzie pani miała również swoje dormitorium. Och! Prawie zapomniałam! misja "pomocnika" dyrektora została również powierzona panu Zabiniemu. No to już chyba wszystko. Dziękuję. Możecie się rozejść.-Nauczycielka usiadła przy stole i zaczęła grzebać w papierach. Po chwili zauważyła stojące wciąż nad jej głowa gryfonki, więc spytała- Czy chciałybyście wiedzieć coś jeszcze? Nie wydaje mi się żebym o czymś zapomniała- stwierdziła Minerwa marszcząc czoło. Przyjaciółki pośpiesznie pożegnały się z nauczycielką i wyszły z przedziału.
Ginny, podobnie jak Hermiona, była zaszokowana wiadomością, którą przed chwilą podzieliła się z nimi profesorka. Przez całe wakacje była wręcz pewna, że to Mionka dostanie odznakę PN. Miała nadzieję, iż dziewczyna nie będzie na nią zła z powodu odebranej funkcji. W tym samym czasie Hermionę nurtowało bardzo podobne pytanie, z tą różnicą, że dotyczyło ono Ginevry. Martwiła się, iż przyjaciółka obrazi się o stanowisko "pomocnicy" dyrektora. Po paru minutach bezcelowego milczenia dziewczyny odezwały się równocześnie:
-Hermi ja...
-Gin ja...
Przyjaciółki zaśmiały się i powiedziały znów razem:
-Ty pierwsza! Nie, ty!
W końcu zaczęła Granger słowami:
-Kochanie, mam nadzieje, że  nie jesteś obrażona za tę pomocnicę...- nie dokończyła dziewczyna, nie wiedząc o czym mówić dalej.
-No coś ty!- zapowietrzyła się brązowooka Bałam się, że ty będziesz obrażona, za tego Naczelnego... W końcu to było twoje marzenie chyba od pierwszej klasy! Chociaż w sumie jak tak o tym pomyślę to te twoje stanowisko też nie jest takie złe... Gdyby tylko nie ten Zabini...
-No tak, to jest pewien defekt- skrzywiła się czarownica.- Ale ten twój Malfoy też nie lepszy- odgryzła się przyjaciółce ze złośliwym uśmieszkiem.
-Jaki mój, jaki mój? To debil i idiota! Dziwię się, że nie siedzi w Azkabanie, ale Harry zeznał, że Narcyza mu pomogła w zakazanym lesie, czyli jeszcze przed bitwą odłączyli się od Voldemorta! Malfoy pewnie porobił parę minek udając skruchę przed ministrem i go zwolnili!- rozemocjonowała się zgrabna szatynka.
Gryfonki powoli zaczęły dochodzić do przedziału zajętego wcześniej z Harry'm i Ronem. Otworzyły drzwi, a tam, ku swojemu zdziwieniu ujrzały pannę Lovegood. Spytały się krukonki, co się stało z chłopcami, a ta rozmarzonym głosem odparła:
-Och! Posiedzieli tu chwilę, gdy przyszłam, ale parę minut temu przyszedł po nich Slughorn i zaprosił do swojego przedziału na kremowe piwo. Podejrzewam, że nie wrócą zbyt prędko, ponieważ gdy wychodzili usłyszałam, jak profesor mówił do Harry'ego, że ma u siebie kilka butelek Ognistej Whisky. Myślę, że po takiej ilości alkoholu, raczej nie pojawią się tu zbyt szybko...- przerwała nagle blondynka.- Ach! Witaj Ginny! Nie zauważyłam Cię, wcześniej... Zresztą bardzo możliwe, iż widziałam, ale nie podejrzewałam, że to mogłabyś być ty. Nigdy nie widziałam cię na tak wysokich butach. Ciekawe jest to, iż w teorii na obcasach chodzi się łatwiej... Czy w praktyce jest to równie wygodne?- nie czekając na odpowiedź zanurzyła się w jakiejś książce. Po przyjrzeniu się jej, Gin stwierdziła, iż jest to zwykły szkolny podręcznik. Gryfonki usiadły i pogrążyły się w rozmowie przestając zwracać uwagę na resztę świata.
Ginny westchnęła.- Tak, to był absorbujący poranek.- Pomyślała Gin z uśmiechem. Niestety, jako, że wszystko co dobre, to się szybko kończy, z rozmyślań wyrwał ją bardzo irytujący głos, mówiący:
-Och, widzę, że skład prawie pełen: wariatka i szlama. A gdzie macie wiewiórę?- spytał ten jakże uroczy głosik, należący do Malfoya.- Ach, a pani nie zauważyłem, w dodatku chyba się jeszcze nie znamy. Malfoy jestem. Draco Malfoy- były śmierciożerca wyciągnął do mnie rękę, nie zwracając uwagi na mój zdziwiony wyraz twarzy. Co on robi? Co ten świr wyrabia? Zaraz, zaraz... On chyba nie wie, kim ja jestem. Czyżbym się aż TAK zmieniła przez te włosy?myślała oniemiała czarownica.- No i ciuchy!dodała spoglądając na czerwone szpilki na swych nogach. Postanowiła się trochę zabawić Malfoy'em, więc powiedziała, seksownie przeciągając wyrazy:
-Noo, czeeść. Maasz raację, chyyba się nie znaamy-wyciągnęła rękę w stronę wroga, puszczając oczko do oniemiałych przyjaciółek. Tamte, widząc po oczach gryfonki, że dziewczyna ma ochotę zabawić się kosztem ślizgona, odprężyły się, patrząc na dalszy ciąg wymiany zdań.- Więęc? Jaak masz zamiaar się zee mnąą zapooznać?- dodała widząc zdezorientowaną minę Smoka.
W tym samym czasie w umyśle Dracona toczyła się walka. Nie wiedział, co zrobić, jaki ruch wykonać w stronę ślicznotki, która wyraźnie z nim flirtowała. Przywołał na twarz ironiczny uśmiech jak zwykle w kłopotliwych sytuacjach i powiedział:
-Jeszcze nie jestem pewien. To zależy od tego, jaką masz technikę- stwierdził i przyciągnął sztywną nagle czarownicę obdarzając ją długim i namiętnym pocałunkiem.
Ginny nie mogła się ruszyć, gdyż ślizgon trzymał ją za talię i przyciskał do swojej klatki piersiowej. Stała tam jak porażona, nie wiedząc co robić. Po dłuższej chwili, chłopak ją puścił, przez co upadła na podłogę i powiedział:
-No nieźle, nieźle! Chyba można by to jeszcze poprawić, ale na początek wystarczy. To powiesz w końcu, jak się nazywasz?
-Weasley- wymamrotała pod nosem zarumieniona czarownica, podnosząc się z ziemi.
-Czy mogłabyś powtórzyć?- spytał Malfoy.- Nie dosłyszałem.
-Ginevra Molly Weasley- Wykrzyknęła z całej siły zdenerwowana dziewczyna, ale widząc bladą nagle twarz blondyna wybuchnęła śmiechem, a przyjaciółki niepewnie jej zawtórowały spoglądając z niepokojem na ślizgona
-Kłamiesz!- wrzasnął na całe gardło chłopak wykrzywiając twarz w wyrazie wściekłości.- Pocałowałem zdrajcę krwi! Oni mnie zabiją... Co z tego, że JEGO już nie ma? ONI są! Jego wierni słudzy! Zabiją mnie jak się dowiedzą! Już jestem chodzącym trupem... Tylko dlaczego ona tak dobrze całuje... STOP! MALFOY, NAWET O TYM NIE MYŚL!!! To tylko WIEWIÓRA!!! Zwykła zdrajczyni, przyjaciółka Pottera! Właściwie, ktoś więcej niż tylko PRZYJACIÓŁKA!Draco uśmiechnął się drwiąco pod nosem i powiedział:
-Co, ledwo twój chłoptaś gdzieś poszedł, a ty już obcałowujesz kogo popadnie? Nie ładnie Weasley, nie ładnie!- zacmokał i uśmiechnął się pogardliwie.
-Że co proszę?- wrzasnęła oburzona siedemnastolatka.- Że niby to ja cię obcałowuję palancie jeden?- wściekła zaczęła wymachiwać rękoma gdzie popadnie. Malfoy z cynicznym uśmieszkiem na twarzy uchylał się od co raz to nowszych ciosów.- A kto wtargnął do NASZEGO przedziału najpierw zaczął wyzywać moje PRZYJACIÓŁKI, a potem obleśnie się na mnie gapić? Idiota! Debil! Palant jeden!
-Nie mów, że ci się nie podobało, Weasley- zaczął smok, ale brutalnie mu przerwano, strzelając w niego cruciatusem. No tak. Mógł się tego domyśleć. Przecież pełno tu byłych śmierciożerców, albo chociaż ich dzieci. Każdy mógł widzieć jego pocałunek z wiewiórą i strzelić zaklęciem niewybaczalnym. Niestety nie mógł kontynuować dalszych domysłów, gdyż jego ciało przeszył ból i poczuł jak mdleje.
Tymczasem po jego omdleniu po drzwiach przedziału osunęła się równie bezwładna szatynka w czerwonych szpilkach. Czarodziejem rzucającym najbardziej bolesne z trzech zaklęć niewybaczalnych był Nott, śmierciożerca, który widząc panicza Malfoya całującego się zażarcie z małą szatynką, podszedł bliżej, ciekaw dalszych wydarzeń. Po usłyszeniu nazwiska dziewczyny postanowił dać nauczkę koledze. Przypomnieć mu, że NIE WOLNO plamić krwi, tak czystego rodu. Teraz stał w korytarzu, patrząc jak dwie bezradne uczennice, miotają się po przedziale usiłując pomóc Gryfonce i śmierciożercy. Niestety, przez przypadek nacisnęły nie wyblakły jeszcze Mroczny Znak na przedramieniu młodego Malfoya. Nott czując parzące miejsce na skórze, przeraził się, gdyż oznaczało to, że za parę minut może się przy nim pojawić cała gromada byłych sługusów Czarnego Pana. Przerażony zaczął się cofać lecz niestety robiąc to natrafił na coś miękkiego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz